To blog opowiada o mojej końskiej pasji. Piszę tu o koniach i jeździectwie, mojej wielkiej miłości, o figurkach koni, które zbieram, marki Schleich-S... niemal o wszystkim, co jest związane z końmi.
Zapraszam do czytania!

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Sześć końskich zmysłów cz. 5

Hej Wszyscy!

Hmm, od czasu Bożego Narodzenia, długo nie pisałam. Oczywiście odpowiedź taka sama, jak zawsze - brak weny. Ale cóż - oto jestem. Zastanawiałam się, czy nie napisać o czymś innym, ale stwierdziłam, że lepiej będzie, jeśli najpierw skończę opowiadać o końskich zmysłach.

Dzisiaj poznamy kolejny zmysł konia - dotyk. Konie i kuce, jak przeważająca większość koniowatych, mają tzw. włosy czuciowe na brodzie i chrapach. Służą one do identyfikowania otoczenia w różnych sytuacjach, na przykład, czy coś jest gładkie, szorstkie, ostre itp.


Koń na zdjęciu powyżej używa swoich chrap do zidentyfikowania różnych rzeczy w trawie, przy okazji jedząc. Nigdy przecież nie wiadomo, co w takiej trawie może się znaleźć, mogą to być rzeczy niebezpieczne dla zwierzęcia, np. kawałek szkła.



Ponadto skóra koni sama w sobie także jest bardzo wrażliwa na dotyk. Reaguje nawet na najmniejszy dotyk muchy! Choć z czasem, takie wyczucie zanika, na przykład u koni ze szkółek jeździeckich, które z czasem potrafią tak przyzwyczaić się do człowieka, że nie czują jego dotyku. Ale pamiętajmy, że to żaden pretekst do znęcania się nad zwierzakiem!

Ogółem mówiąc, dotyk jest bardzo ważny w kontakcie z koniem. Zawsze przed rozpoczęciem jazdy należy konika czule pogłaskać, by pokazać mu, że nie musi się bać. Ponadto często się to traktuje jako nagroda za postęp, lub za wytrwałość w jeździe ze słabym człowiekiem na grzbiecie:) Sprawia to przyjemność zarówno koniowi, jak i jeźdźcowi.


Dziękuję za uwagę i do zobaczenia:)

horsefan

wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt!!!;)

Chrystus się rodzi,
Nas oswobodzi,
Anieli grają,
Króle witają,
Pasterze śpiewają,
Bydlęta klękają,
Cuda, cuda, ogłaszają!...









Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia! Zdrowia, szczęścia, pomyślności w Nowym Roku, fajnych znajomych, zarówno w sieci, jak i w zwykłym życiu, dużo radości i super prezentów pod choinką:)



Życzy

horsefan

P.S. Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o prawdziwym celu Świąt, którym na pewno nie jest Święty Mikołaj, a właściwie jego malowany sobowtór przedstawiany jako krasnal w czerwonym wdzianku, ani prezenty (choć sprawiają one wiele radości, dlatego pozwoliłam sobie jednak o nich napisać w życzeniach). Zdaję sobie z tego sprawę, że część z Was, moi Czytelnicy, to zapewne ateiści, ale tu chodzi już o sam szacunek do naszej, polskiej tradycji. Ja np.: obchodzę Boże Narodzenie głównie dlatego, że formalnie tego dnia urodził się Jezus.
+ tak obchodziliśmy Święta rok temu: znajdziecie to o tutaj:)

środa, 11 grudnia 2013

Rodzaje stajni

Hej Wszystkim!

Dzisiejszy post piszę tak po prostu z nudy, ponieważ dopadło mnie paskudne przeziębienie i siedząc samej w domu, poczułam straszną potrzebę napisania czegoś... no, dobrze, mam jednak towarzystwo w postaci mojego śpiącego, wiecznie głodnego psa, który gdy tylko cokolwiek jem, biegnie do mnie i  robi oczy w stylu: "Daj mi coś, nie jadłem niczego od piętnastu minut i umieram z głodu...". Tak, i pomyśleć, że swoje imię zawdzięcza wielkiemu mistrzowi zakonu Jedi i mojemu ulubionemu bohaterowi Gwiezdnych Wojen!
Ale nie odchodźmy od tematu.
Koń, jaki jest, każdy widzi, a gdzie mieszka - nie każdy. Niektórzy właściciele trzymają swoje konie na wolnym powietrzu, ale moim zdaniem koń powinien mieć chociaż jakieś miejsce do ukrycia się przed deszczem, spania i jedzenia. Kiedyś słyszałam w radiu, że znaleziono gdzieś na właśnie takim pastwisku brudne, chude i niezadbane konie. Nie miały gdzie się ukryć, a gdy znalazł się i właściciel, otrzymał on bardzo wysoką grzywnę, ale zwierząt nie dało się już uratować. Ale mniejsza z tym - to efekt głupoty i nieodpowiedzialności tego faceta i tyle.

Pierwszym i chyba najlepszym rodzajem stajni są stajnie otwarte. Jak sama nazwa głosi, nie ma w nich zazwyczaj boksów, konie mogą sobie chodzić gdzie chcą i znajduje się w niej wyjście na pastwisko/łąkę. Choć, mimo wszystko, mają jedną wadę. W boksach, które są oznaczone, łatwiej jest znaleźć jednego, określonego konia niż szukać go pośród sporej grupy często podobnych do siebie zwierząt.
Tak wygląda przykładowa stajnia

W klubach jeździeckich zazwyczaj są zwyczajne stajnie zamknięte, gdzie konie siedzą w boksach, które też mają swoje rodzaje. Są takie, w których konie są oddzielone od siebie kratami, a w innych nie ma żadnych krat i konie mogą spokojnie porozumiewać się ze sobą.


Takie stajnie, jak na zdjęciu powyżej, są dobre zarówno dla człowieka pracującego z końmi, jak i dla samego konia, choć ja dodałabym tutaj trochę słomy:) Poza tym, w tej stajni znajduje się dużo okien i jest oświetlenie, a to dla koni jest ważne, ponieważ nie cierpią one siedzieć w ciemnych, malutkich boksach. Ponadto, w niektórych miejscach konie muszą stać we własnych odchodach i moczu, co nie tylko źle świadczy o pracownikach stajni, ale także powoduje wiele chorób.
Pamiętacie, jak byłam w Szwajcarii? Jeśli nie, zajrzyjcie tutaj.
Tam, w oborze Berniego, krowy mogły wychylać poza swoje a la boksy głowę kiedy chciały i jeść paszę. Są takie stajnie, ale budując coś takiego, należy zastanowić się, czy konie/kuce w takim przypadku nie będą walczyć o jedzenie.

Stajnia może być wszędzie: na wsi, na obrzeżach miasta (radziłabym jednak wziąć pod uwagę ogromny, panujący tam hałas), nad morzem, w górach. Koniom muszą być tylko zapewnione odpowiednie warunki, muszą mieć dostęp do łąk oraz mieć zapewnioną aktywność fizyczną.

To tyle na dzisiaj, mam nadzieję, że się Wam podobało:)

Pozdrawiam

horsefan

niedziela, 8 grudnia 2013

To niebywałe! - Mikołajki 2013

Cześć Kochani!

Dzisiejszy post będzie, co prawda, mało koński, ale gdy tylko ten temat przyszedł mi do głowy, od razu postanowiłam, że o nim napiszę.
Do nas, na Pomorze, w Mikołajki przyszła ogromna śnieżyca z południa, czyli z gór. Z początku mówiono o wietrze typu Orkan (jak miecz Percy'ego z serii "Percy Jackson i bogowie olimpijscy"), którego naukowcy ochrzcili imieniem Ksawery, ale fani serialu "Na dobre i na złe" przypisują sobie, że sami nadali mu tę nazwę. Miał on się u nas pojawić w nocy z czwartku na sobotę, lecąc ze Skandynawii z prędkością ok. 133 km/h.
Zamiast tego, przyszła ogromna, gigantyczna śnieżyca, chyba z Tatr lub Sudetów, pędząca również z niemałą prędkością. (Choć były i są także informacje, że orkan dotarł na Pomorze Zachodnie, ale nie jestem tego pewna.)Wył całą noc, ale cudem zasnęłam. A rano jedyną dobrą wiadomością były mikołajki i tym samym - prezenty - a dostałam cztery książki, o których teraz pisać nie będę.
Reszta to były złe wiadomości. Śnieg ma około 30 cm długości, nie wiadomo, czy tata zdoła mnie odwieść do szkoły. Ale w końcu udało się odśnieżyć i tym samym wyruszyliśmy.
Na szczęście mieliśmy zimowe opony, a nie wszyscy kierowcy je mieli i ślizgali się jak na lodowisku. Na lekcje byłam oczywiście spóźniona, bo musieliśmy jechać mimo wszystko wolno, ale nie aż tak jak te ślamazary. Poza tym stanęły autobusy i nie wiem, czy niektóre tramwaje.

W wielu miejscach wiatr wiał bardzo mocno (źródło:www.wp.pl)

To wszystko wydaje się być jak z koszmaru każdego, i nie tylko kierowcy. Słyszałam nawet w radiu, jak mówiono, że Hollywood zastanawia się już nad nakręceniem filmu "Zatrzymać orkan", czy jakoś tak... choć pewnie to był tylko żart ze strony Ameryki.

Nie wiem, jak wy, moi drodzy, ale ja bałam się. I to bardzo. W każdej chwili mogło się coś stać, a ja zapewne nie wiedziałabym, co w takiej chwili począć ze sobą i innymi.


Pozdrawiam i trzymajcie się mocno!

horsefan

niedziela, 24 listopada 2013

Schleichowy komiks - "Szkoła"

Hej Kochani!

Tak jak obiecałam - komiks!
Udało mi się go wczoraj zrobić telefonem przy pierwszej wolnej chwili. Scenariusz wymyśliłam na poczekaniu, więc nie miejcie do mnie pretensji, jeśli Wam się nie spodoba.
Komiks ilustruje spojrzenie na wszechobecną w dzisiejszych czasach szkołę, która ma ostatnio tak zajmuje mi czas. (Stąd też pomysł na historię.) Zmieniłam także wygląd dialogów - w poprzednim komiksie (tu) były dymki, ale wiedzcie, że zrobiłam je w programie Paint, ale dość szybko zapomniałam jak się robi odpowiednią rozdzielczość zdjęć, przy okazji nie powiększając pikseli. Czytaliście kiedyś "Koziołka Matołka"? Jeśli nie, to powiem krótko, że tam dialogi były pod obrazkami. I tak ja to zrobiłam. Poza tym, zwierzęta w komiksie mówią, więc się nie zdziwcie...

Poznajmy bohaterów komiksu.





Bułany źrebak na drugim planie to Fiord i jest rasy achał-tekińskiej. Ta mała, kara klaczka za nim to Carmen (czytać: karmen), rasy fryzyjskiej. Obok niej jest jeszcze jedna źrebaczka, także bułana, ale trochę ciemniejsza od Fiorda. Jest rasy andaluzyjskiej i na imię jej Elena. Obok nich są dwie bliźniaczki-kucyki, rasy szetlandzkiej - Moon (ciemniejsza, znajduje się trochę z tyłu) i Sun (jaśniejsza, jest bardziej z przodu).

Fiord: Wy, a wiecie co to właściwie jest szkoła?
Carmen: Nie wiem, ale słyszałam, że ludzkie źrebięta chodzą tam się "uczyć". Całe dnie spędzają w ławkach, gapiąc się na dorosłego człowieka, którego nazywają nauczycielem.
Moon: Co za nuda! Ja bym umarła w takich warunkach, a ty Sun?
Sun: Ja też. A to siedzenie w ławkach - co za koszmar!

Elena: A mnie interesuje ta "szkoła". Chodźcie, dowiedzmy się czegoś.
Carmen (niechętnie): No, dobra...
Moon & Sun: Taaaak!!!









[Nieopodal przechodzi stajenna Agnieszka]
Moon: Hej Aga!
[Kobieta, nucąc pod nosem, zwraca na nią uwagę]
Agnieszka: Cześć, źrebaki.
Elena: Chcielibyśmy się dowiedzieć, co to jest szkoła.
Agnieszka: Szkoła? To takie miejsce, gdzie ludzie uczą się różnych rzeczy.

Fiord: Jakich rzeczy?
Aga: Przeróżnych. Matematyki, języków, historii, przyrody...
Źrebaki razem: Aha.

Elena: Carmen twierdzi, że w szkołach ludzie ciągle siedzą w ławkach i gapią się na jakiegoś dorosłego. Czy to prawda?
Agnieszka: Tak, ale uczniowie nie słuchają ciągle słów nauczyciela. Mają przerwy i obiad, a potem, po paru lekcjach idą do domu albo mają dodatkowe zajęcia.
Carmen: Uuuuu...
Sun: To zdecydowanie nie dla mnie. Za dużo nudy.
Moon: I nauki. Ale dzięki Aga, za to, że nam wyjaśniłaś.





Aga: Spoko. Miło mi było Wam to wyjaśnić. To pa, muszę już iść.
Źrebaki: Paaa!


Sun: Jeju, współczuję ludzkim źrebiętom. Muszą cały dzień się uczyć.
Fiord: Mi także ich żal. Za mało ruchu.
Carmen: Cieszę się, że jestem koniem. Mogę biegać cały dzień po polu i bawić się, nie tak, jak tamci.
Elena: No, bez przesady. Roczniaki już się uczy chodzić z siodłem na grzbiecie. Prędzej czy później, i tak będziemy musieli się uczyć.
Moon: Nieeee....!


Fiord: Ej, a może się w coś pobawimy?
Elena: Już wiem! W berka!
Moon, Sun i Carmen: Tak, w berka!
Fiord: Okej, a kto jest berkiem?
Reszta: TY!!!
Fiord: Dlaczego ja?





                                                                        KONIEC

Mam, nadzieję, że komiks Wam się podobał:)

Pozdrawiam

horsefan

niedziela, 10 listopada 2013

Rasy koni - Camargue

Hej Wszyscy!

Przepraszam, że od dłuższego czasu nie pisałam, ale znowu zabrakło mi weny i nie miałam czasu przez tak zwaną szkołę. Dziś francuskie konie Camargue, pełniące we Francji rolę podobną do naszych koników polskich. Ale zanim przejdziemy do rzeczy...
Ogłoszenia parafialne!
Mam do Was jedno, małe pytanko, bo chciałabym coś zrobić ze Schleich'ami. Jak myślcie - kolejna sesja, czy może następny komiks? A może to Wy możecie mi coś podsunąć?
Cóż, czekam na odpowiedzi w komentarzach.

A teraz zapraszam na post o koniach rasy Camargue.

Budowa i wygląd

Źródło: pl.wikipedia.org
Są to konie średniej miary oraz mocnej budowy o cechach hiszpańsko-mauretańskich. Głowa jest również średniej wielkości, o profilu najczęściej garbonosym. Konie Camargue (czyt. kamarg) posiadają krótkie szyje i często strome łopatki. Grzbiet jest krótki, a zad lekko ścięty. Klatka piersiowa zazwyczaj głęboka, a kończyny są solidne, czasem z małymi szczoteczkami pęcinowymi. Konie te posiadają kopyta płaskie i duże. Umaszczenie - wyłącznie siwe. Wysokość w kłębie wynosi ok. 135-150 cm.

Historia

Na podstawie rysunków naskalnych z jaskini Solutré (departament Saône-et-Loire) uznano konia prehistorycznego za bezpośredniego przodka koni Camargue, które z kolei francuski hipolog prof. Bourdelle uważa za bliskich krewniaków tzw. koni Solutré, wywodzących się od Equus caballus fossilis. Bezpośrednie sąsiedztwo z Hiszpanią umożliwiło dodatek krwi arabskiej i berberyjskiej koniom Camargue. Na dowód tego powiem, że większość tych koni ma - już wcześniej wspominaną - głowę garbonosą, która jest typowa dla koni berberyjskich, podczas gdy niewielka ich liczba posiada głowę profilu prostego, która jest typowa dla koni arabskich. Tak więc Camargue to zdziczała rasa o pochodzeniu orientalno-iberyskim, od ponad 200 lat żyjącej na swobodzie, bez dolewu obcej krwi. 
Od roku 1968 jest prowadzona księga stadna, a populacja znajduje się pod czujnym okiem stacji hodowlanej Tour du Valat. Te półdzikie, niewielkie koniki noszą także nazwę Crin Blanc tzn. "biała grzywa", co się zapewne wzięło od umaszczenia. Należą one do biologicznych skarbów regionu Camargue. 
Camargue horses
Konie Camargue w wersji Schleich

Na koniec dodam, że konie Camargue (a właściwie koń) pojawiły się  na Howrse jakiś czas temu jako dzikie konie. Niestety, mnie nie udało się go zdobyć, ale gratuluję graczom, którym się udało:)



Camargue
A tak wygląda ten francuski koń na Howrse


Pozdrawiam Was i życzę miłego, jutrzejszego Dnia Niepodległości:)


horsefan

sobota, 2 listopada 2013

Liebster Blogger Award

Cześć kochani Czytelnicy!

Inna blogerka, Pola:-), która również prywatnie jest moją dobrą koleżanką, nominowała mnie na swoim blogu Taki zwyczajny blog do Liebster Blogger Award. Cóż, muszę odpowiedzieć na zadane na blogu Poli pytania. Oto one:

1.  Jaki jest twój ulubiony napój?
Cóż, sama nie wiem. Chyba woda, jakoś nie lubię tych słodkich napojów typu coca-cola, sprite itp.
2. Co najbardziej cię nudzi?
Rzadko kiedy się nudzę, nawet na zadaniu z matmy. Nie cierpię, kiedy ktoś obok mnie "ględzi trzy po trzy" - jak mówi moja babcia. To takie nudne i wkurzające!
3. Jak najczęściej się czeszesz?
Zwykły koński ogon (w końcu jestem fanem koni:)).
4. Która książka najbardziej cię wzruszyła?
Ryczałam jak bóbr przy książce napisanej przez znanego, francuskiego archeologa - Christiana Jacq - pt.: Królowa Słońce, której główną bohaterką jest Achnesa (Anchesenpaaton, później Anchesenamon), córka Echnatona, faraona heretyka i żona osławionego Tutanchamona. Najsmutniejszymi momentami były, kiedy Tut (Tutanchamon) zmarł i kiedy Achnesa zginęła... ogółem płakałam na momentach ze śmiercią w roli głównej.
5. Twój ulubiony cytat?
Mało się znam na cytatach, ale niedawno wpadł mi do ucha cytat Coco Chanel: 
"Nie ma kobiet brzydkich, są tylko kobiety niezadbane", czy jakoś tak...
6. Jakie są twoje ulubione słodycze?
Wprost kocham czekoladę, ale ostatnio postanowiłam zadbać o siebie i jem ją coraz rzadziej.
7. Gdybyś mogła kupić sobie jakiś jeden magiczny gadżet, jakibyś wybrała?
Nie mam pojęcia. Miecz świetlny z Gwiezdnych Wojen? Złoty kompas z książki Philipa Pullmana pod tym samym tytułem? A może różdżkę Harry'ego Pottera? Raczej któreś z nich.
8. Jaka jest według ciebie najnudniejsza szkolna lektura?
Chyba Charlie i fabryka czekolady, choć nie jestem pewna. Z jednej strony książka jest pouczająca, ale z drugiej jej język jest tak dziecinny (jak na moje kryteria), że chciało mi się spać, kiedy to czytałam.
9. Jaki był najgorszy film, jaki kiedykolwiek oglądałaś?
Większość filmów jakie oglądałam są niezłe, ale film John Carter mnie dobił. Aktor grający tytułowego bohatera kompletnie nie był w stanie utrzymać swojej roli, przez co zepsuł cały film.
10. Czy mogłabyś być wegetarianką?
Nawet gdybym chciała, nie mogłabym. Moja grupa krwi to 0Rh+ tj. grupa krwi odziedziczona rzekomo po ludziach z prehistorii, którzy, jak wiemy, żywili się głównie mięsem. To dlatego między innymi, ślinię się na widok surowego mięsa i po chwili od razu robię się głodna. Poza tym ubóstwiam sushi, co jak na osobę w moim wieku jest uważane za dziwne. W czasie gdy inni brzydzą się na widok surowego łososia/tuńczyka zawiniętego w ryż i algi, ja zajadam się tym do woli. To też zależy trochę od gustu kulinarnego, choć przyznaję, że czasem (i mam to do dzisiaj) mam ochotę, o czym wcześniej wspominałam, na surową rybę bądź mięso. Tak więc jedzenie mięsa mam "we krwi" i bez niego byłabym pozbawiona podstawowych składników do życia...
11. Czy lubisz siebie?
To trudne zagadnienie. Podejrzewam, że autorka tego pytania dodała je specjalnie, gdyż mam kłopot z polubieniem siebie. Jest z tym związana dość długa historia, której wolę tutaj nie opisywać. Cóż, walczę z tym i staram się polubić. Dodatkowo pomaga mi religia (tj.Chrześcijaństwo---> Kościół Rzymskokatolicki). Jak na razie idzie mi całkiem spoko... Na razie.



Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie. Ciebie, Polu, też:)

To pa

horsefan

czwartek, 31 października 2013

Polscy Herosi

Cześć Wszystkim!

Teraz napiszę krótko o moim nowym blogu - Polskich Herosach. To blog-fanfiction o tematyce podobnej do Percy'ego Jacksona. Piszę je z koleżankami, z czego jedna jest na bloggerze i ma blog:
takizwyczajnyblog.blogspot.com.
Z tej okazji założyłyśmy nowe konto. Zapraszam do czytania:
polscy5herosi.blogspot.com

Pozdrawiam i zapraszam do czytania:)

horsefan

Konie zimnokrwiste i gorącokrwiste

Hej Kochani!

Dziś piszę post z powodu, iż od dawna chciałam napisać o koniach zimnokrwistych i gorącokrwistych, ale mi, rzecz jasna, się nie udawało.

Konie rasy Clydesdale są zaliczane do koni zimnokrwistych

Zacznijmy od tego, że kaliber to kolejne kryterium koni. Jest znacznie ważniejsze niż wysokość w kłębie, gdyż w wyższym stopniu decyduje o użytkowości konia. Odnosi się ono do masywności budowy, czy tu chodzi o kości, czy umięśnienie. Na przykład silne konie rasy cob określa się jako kalibrowe, choć ich wysokość w kłębie może być taka sama jak u koni czystej krwi arabskiej. Z kolei na arabach nie można używać tego określenia, a nawet na często o 20 cm wyższych koniach pełnej krwi angielskiej. I tu pojawia się pytanie: dlaczego? Konie te są czystej krwi, co się wiąże również z delikatną budową, przez co nie nadają się do ciężkiej pracy. Dlatego też tzw. "ciężkim jeźdźcom" zaleca się nie konie wysokie i pełne gracji, ale silne, kalibrowe.
Konie zimnokrwiste biją rekordy w wadze i umięśnieniu. Zostały wyhodowane do ciężkiej pracy w polu i ciągnięcia ciężarów. Mają zrównoważony temperament i spokojny charakter - czyli zimną krew. Prawdopodobnie właśnie temu zawdzięczają swoją nazwę.
Konie arabskie są koński gorącokrwistymi


Jak pewnie się już domyślacie, podział na gorącokrwiste konie i zimnokrwiste bierze się od kalibru i pochodzenia, a nie temperatury ciała.
Teraz o koniach gorącokrwistych. Wcześniej już wspominane konie pełnej krwi angielskiej i czystej krwi arabskiej to rasy czyste, od których wywodzą się wszystkie dzisiejsze rasy półkrwi. Mimo tego zarówno araby, jak i angliki oraz konie półkrwi zalicza się do gorącokrwistych, choć różnią się nieco kalibrem. Ale i tak konie czystej krwi są delikatniejszej budowy niż te półkrwi.
Określenia gorącokrwisty i zimnokrwisty odnoszą się do ras, lecz grup ras. I to się tyczy każdej rasy, bez wyjątków. Nawet konia, któremu trudno ocenić rasę, od razu można zaliczyć do zimnokrwistych lub gorącokrwistych.

Dzisiejszy post był dość długo przeze mnie planowany i mam nadzieję, że moje starania nie poszły na marne i to, co napisałam się Wam podoba:)

 Pozdrawiam

horsefan

sobota, 19 października 2013

Sześć końskich zmysłów cz. 4

Cześć Wszystkim!

Stwierdziłam dzisiaj, iż koniecznie muszę coś napisać o końskich zmysłach, przecież już dawno o tym nie pisałam. Czas nadrobić zaległości:)

Dzisiaj poznamy czwarty zmysł konia - smak.
Konie, tak jak ludzie mają różne upodobania. Niektórym jedna pasza smakuje, innym zaś nie. Ogólnie wolą smak słodki od gorzkiego, ale zdarzają się wyjątki. Czasem zwierzak może nagle polubić smak rdzewiejącego metalu, który człowiek uważa za wręcz ohydny (!) i lizać rdzewiejące przedmioty, na przykład stary drut. Ale nie zdziwcie się, gdy Wasz ulubieniec zacznie tak robić, tylko może sprawdźcie, w jakim stanie jest wędzidło, którego używacie (ale już go nie zmieniajcie - Wasz zwierzak może lubić jego smak). Jeśli nie nakładacie koniowi wędzidła, radziłabym sprawdzić, czy w jego pobliżu, na przykład w boksie znajdują się kawałki zerdzewiałego metalu. Jeśli kraty w boksie są OK, to cóż - chyba musicie się pogodzić z tym, że Wasz ukochany koń ma nietypowe upodobania smakowe lub musicie się poważnie zastanowić, czy otrzymuje wszystkie mu potrzebne minerały i witaminy.
Jabłka należą do ulubionych przysmaków koni

Poza tym konie lubią także kwaśny smak, bo przecież lubią jabłka i kiszonkę*. I nie wolno nam też zapomnieć o "nieśmiertelnej" marchewce - ja jeszcze nie spotkałam konia, który nie lubi marchewek. Dzięki zmysłowi smaku koń może, podobnie jak człowiek, odróżnić rośliną jadalną od niejadalnej. Ale nie można stawiać wszystkiego na instynkt, gdyż ten u konia często zawodzi, zwłaszcza w kontakcie z rosnącymi w naszych ogrodach egzotycznymi roślinami, których koń zwyczajnie w świecie nie zna. Nie wolno nam zapomnieć, że wiele kwiatów traci niemiły smak po zerwaniu, zalecam więc kontrolę tego, co rośnie za płotem i co pupilowi mogą podawać często nic nie rozumiejący przechodnie. Z podobnych powodów siano przed podaniem koniowi trzeba przechowywać około sześciu tygodni. W tym czasie z siana ulatują szkodliwe substancje, ale gorzki smak siano traci już po kilku godzinach.
Marchewka




* to konserwowana zielona pasza, czasem także trawa, którą kisi się podobnie jak kapustę, tylko bez dodatku soli, bo ją konie wolą w postaci lizawki.





I co? Dowiedzieliście się czegoś nowego?

Pozdrawiam

horsefan

piątek, 18 października 2013

Przeklęte Piaski na Howrse


Hej Kochani!

Dziś postanowiłam, że ponownie napiszę coś o Howrse. Niedawno w grze pojawił się nowy konkurs - Przeklęte Piaski. Trochę mnie to zaskoczyło, gdyż normalnie Howrse jest powiązane bardziej z Grecją i jej mitologią niż ze starożytnym Egiptem, ale pomysł mi się spodobał. Już od dawna czekałam, aż Grecja i Egipt - moje dwie ulubione starożytne cywilizacje - zetkną się w tej grze.
W tym oto konkursie wcielamy się w rolę archeologa poszukującego kości nowego, boskiego konia Ozyrysa. Gdy zbierzemy je wszystkie, otrzymamy tego konia.


Osiris
Ozyrys (źródło: howrse.wikia.com)

Teraz trochę z innej beczki.
Według mitologii starożytnego Egiptu bóg słońca Ra (inaczej Re) wysłał Ozyrysa i Izydę, jego żonę, by nauczyli ludzi dobroci. Wkrótce po wszystkim, Ozyrys i jego małżonka zasiedli na tronie Egiptu i byli wspaniałymi władcami. Nie podobało się to Sethowi, młodszemu bratu króla. Gdy obaj przebywali nad brzegiem Nilu, Seth rzucił się na Ozyrysa i go zabił. Jak Izyda się o tym dowiedziała, chciała odzyskać ciało męża, ale Seth - nikczemny bóg Zła, Wojny i Chaosu - poćwiartował zwłoki brata i poukrywał części na całej Ziemi. Izyda długo szukała wszystkich części, przy okazji starając się wychować jedynego syna, jakiego miała z małżonkiem - Horusa. Kiedy to uczyniła, połączyła szczątki ukochanego (tworząc w ten sposób pierwszą mumię) i za pomocą swej magii, ożywiła go. W ten sposób były król stał się władcą Świata Zmarłych. Później syn Ozyrysa i Izydy, Horus Mściciel wygnał z Egiptu swego stryja i sam zasiadł na tronie. Według tego mitu, okres jego panowania był jednym z najbogatszych w historii.

Ciekawe, czy w takim razie na Howrse pojawi się Horus i Izyda?

Pozdrawiam

horsefan

środa, 16 października 2013

Sierpniowe niebo

Cześć Kochani!

Dzisiejszy temat jest trochę mniej koński, albowiem powiem co nieco o II Wojnie Światowej. Nie będę dłużej o tym opowiadać, gdyż zakładam iż każdy z Was zna te historie.
Dzisiejszy dzień jest dla mnie dość specjalny, gdyż po pierwsze - pisałam jeden bardzo ważny sprawdzian, a po drugie - poszłam ze szkołą na film "Sierpniowe niebo: 63 dni chwały". Pewnie już nieraz słyszeliście o tym filmie i podejrzewam, że może to Was nieco wkurzać, ale o przodkach trzeba pamiętać.
Gdy dzisiaj rozmawiałam z koleżanką o tym i zdziwiłam się, gdy mi powiedziała, że nie ma ochoty iść na ten film. Zapytałam się więc, dlaczego. Odpowiedź była szokująca. Nie będę o niej pisać, bo nie chcę opowiadać o rodzinie mojej koleżanki bez jej zgody. Ale nawet jej pradziadek to ważna osoba w naszej historii.
Powiem szczerze, że mój pradziadek co prawda nie brał udziału w powstaniu, ale za to walczył w czasie II Wojny jako ułan, podobnie jak inni moi pradziadkowie (choć oni już ułanami to nie byli). Wiem więc, co czuła.
Czasem myślę o moich przodkach.Często zastanawiam się, dlaczego panikuję w takich banalnych sytuacjach, kiedy oni byli jakoś w stanie przetrwać II Wojnę Światową i komunę.


Polecam Wam tę piosenkę. Została napisana specjalnie do tego filmu i jest naprawdę niezła i z sensem.

Pozdrawiam

horsefan

sobota, 12 października 2013

Rasy koni - Angloarab Shagya

Hej Kochani!

Z okazji, iż jestem na Howrse szczęśliwą posiadaczką trzech Angloarabów Shagya, postanowiłam Wam opisać tę rasę. A z resztą... ostatni post o rasach był bodajże w lipcu (zajrzyjcie tutaj). Przepraszam też za brak pisania w ostatnich tygodniach, ale miałam bardzo ważny test z matmy i musiałam skupić się na nauce.

Wygląd

Źródło: pl.wikipedia.org

Angloaraby to wysoce szlachetne konie, będące ulepszoną wersją koni czystej krwi arabskiej (link: tu), poprzez skrzyżowanie z końmi czystej krwi angielskiej. Dzięki temu są przede wszystkim silniejsze od swoich bliskowschodnich kuzynów.
Przeważnie każdy koń ma głowę typu suchego, o profilu prostym lub lekko szczupaczym. Oczy są przeważnie bardzo duże, podobnie jak nozdrza. Posiadają małe sierpowate uszy i mocne ganasze*. Tak jak konie arabskie, mają łabędzią szyję oraz łopatki nieco krótkie i strome, a kłąb jest wyraźnie uwydatniony. Grzbiet jest krótki i mocny, tak jak zad, który jest lekko ścięty, a ogon wysoko osadzony. Kończyny zazwyczaj suche, o twardym rogu. Chodzą lekko, a przy tym są wytrzymałe i twarde w użytkowaniu. Dzięki temu Shagya osiągają świetne wyniki w zawodach jeździeckich. Do najpopularniejszych umaszczeń należą siwe, rzadziej gniade kasztanowate i kare.
Wysokość w kłębie wynosi około 150-160 cm. 

* dolna część tylnych krawędzi żuchwy konia.

Historia

W 1816 roku w węgierskiej stadninie państwowej zgromadzono stado liczące 122 klaczy matek pochodzenia głównie arabskiego, a także rasy węgiersko-modławskiej oraz lipicańskiej i kladrubskiej. Następnie skojarzono je (czyli rozmnożono) z ogierami czystej krwi arabskiej, a ich potomstwo dokładnie wyselekcjonowano, aby uzyskać zwierzęta potrzebne do kawalerii oraz lekkie konie powozowe. Najważniejszymi założycielami rodów są:
  • Shagya - siwy ogier z Damaszku, wyhodowany przez Beduinów z plemienia Bani-Saher, 
  • Siglavy,
  • Galzan,
  • Dahoman, 
  • O'Bajan. 
Po rozpadzie monarchii austro-węgierskiej pogłowie zostało rozdzielone na dwa kraje, które z niej powstały. Najważniejszą stadniną dalej była i jest nadal Babolna. Po II Wojnie Światowej rasa popadła w zapomnienie, ale od 1960 roku znów cieszy się popularnością, między innymi służąc do uszlachetniania innych typów koni. Konie te dobrze sobie radzą w rekreacji i sporcie konnym.
Hodowla na Węgrzech (stadnina Babolna), na Słowacji (stadnina Topolczanki), a także w Austrii i pozostałych krajach monarchii austro-węgierskiej i w Niemczech.

Angloaraby w wersji Howrse (identycznie wyglądają też Araby)
I co? Odpowiedni post po tak dużej przerwie?

Pozdrawiam

horsefan

piątek, 4 października 2013

Focie ze Szkocji vol. 2

Hej Kochani!

Dziś znowu Wam opowiem o cudownej Szkocji. Tym razem obejrzymy resztę Edynburga i przeniesiemy się daleko w Grampiany, potocznie zwane Highlands.
Tak więc reszta zamku. 

Jedna ze starych armat, z której symbolicznie wystrzela się o godz. 12:00
Inne zdjęcie zamku
Tamtego dnia udaliśmy się również do muzeum na zamku. Było tam wiele zabytków związanych z II Wojną Światową, między innymi uzbrojenie żołnierzy. W pewnym momencie zwiedzania mnie zatkało - na wystawie znajdował się mundur, który niegdyś należał do jednego z polskich oficerów oraz polska flaga i odznaczenia. Od razu niemal przykleiłam twarz do szyby i zaczęłam się eksytować. Ogarnęła mnie nagła duma, że jestem z Polski. Potem, zawsze, kiedy się ktoś nas pytał, skąd jesteśmy, z dumą odpowiadaliśmy, że z Polski, a wtedy Szkoci od razu się cieszyli, przecież Polacy tak im pomagali w czasie wojny...

A teraz reszta zamku.


A oto słynny psi cmentarz. To tutaj żołnierze z troską grzebią już od XIX wieku swoich pupili, którzy niejednokrotnie polegli w czasie służby.

To już na tyle z Edynburga. Niestety, zdjęć miasta nie posiadam, ale stolica Szkocji jest naprawdę piękna i bardzo ją Wam polecam. Sama wielokulturowość, z jaką się zetknęliśmy w Edynburgu, była niebywała. Na przykład:
Byliśmy z rodzicami na rynku na Królewskiej Mili. Spacerowaliśmy sobie, przy okazji rozglądając się za restauracją, w której moglibyśmy zjeść obiadokolację. Nagle zastygłam. Obok przeszła jakaś niewielka rodzina muzułmańska (ojciec, matka i dziecko w wózku), ale najbardziej zaskoczył mnie widok tej kobiety. Znam się co nieco na różnych religiach, między innymi na islamie i mogę z całą pewnością powiedzieć, iż ta pani nosiła nikab. To taki sposób okrycia kobiet w religii muzułmańskiej, który przenosi się - w odróżnieniu od hidżabu, czy chimaru - na całe ciało, łącznie z twarzą (zostaje tylko dziurka na oczy). Jestem osobą tolerancyjną i szanuję cudze racje, ale to "spotkanie" trochę mnie zatkało, zwłaszcza, że obie przyglądałyśmy się sobie przez kilka sekund...
Innym razem zetknęliśmy się z falą Hindusów w hotelu, a niektóre panie nawet miały jeszcze przyklejone bindi na czole.



A teraz opowiem Wam o pięknych i dość niezwykłych Grampianach.

Tak przeważnie wyglądają piękne Highlands
Tak wyglądają szkockie góry w niektórych miejscach. Tak naprawdę większość z nich jest kompletnie porośnięta trawą, co dla kogoś z Polski, gdzie mamy góry podobne do tych jak na zdjęciu powyżej jest rzeczą wręcz dziwną.

Pewnego razu, wędrując po górach naszym wypożyczonym w Edynburgu samochodem postanowiliśmy zajrzeć do restauracji, którą wiele osób nam polecało - Clahaig Inn. Dawno temu tę gospodę założył klan McDonaldów. Kiedy weszliśmy do środka, widniał tam taki oto napis:
"Zakaz wstępu włóczęgom i Campbellom"
Okazuje się, że wiele wieków temu, bowiem w jeszcze XVI wieku, kiedy to klan Campbellów potrzebował pomocy, a tego użyczyli im McDonaldowie. W nocy Campbellowie wstali i wymordowali wszystkich mężczyzn z goszczącego ich klanu. To oznacza nadużycie klanowej gościnności w celu zaszkodzenia drugiemu.
McDonaldowie do dzisiaj są obrażeni na Campbellów, do takiego stopnia, że wywiesili tę oto tabliczkę.

I jak? Podoba Wam się?

Jeśli tak, to gorąco polecam Szkocję wszystkim moim Czytelnikom. Pamiętajcie, że to nie koniec mojej opowieści o Szkocji - ciąg dalszy nastąpi.

Pozdrawiam gorąco

horsefan

wtorek, 1 października 2013

Focie ze Szkocji vol. 1

Cześć Kochani Czytelnicy! 

Dziś po szkole stanowczo stwierdziłam, że za długo czekacie na materiał i zdjęcia ze Szkocji. Przepraszam Was za to, ale są dwa podstawowe problemy: brak czasu (czyli nauka) i brak pomysłu. Ale cóż poradzić? Trzeba się wziąć do roboty. Tak więc zaczynam!

Edynburg i jego zamek

A oto nazwa knajpy, w której często z rodziną jadaliśmy. Pewnie zdziwiła Was nazwa, ale World's End to nie jest nazwa przypadkowa. Dawniej, bowiem w średniowieczu w tym miejscu, gdzie dziś znajduje się restauracja, były tam mury miasta. Dla mieszczan, którzy przeważnie nigdy nie opuszczali Edynburga to był koniec świata - a więc World's End.

To jest jedno ze zdjęć mojej kochanej lipicance z 2013 roku - Klarze. Tutaj na skale w Edinburgh Castle. Cały zamek kiedyś był wulkanem, a rów, w którym dziś znajduje się park w czasie serii epok lodowcowych był pokryty lodowcem, w wyniku czego powstał owy rów, czyli morena.


Widok z zamku na miasto
Edinburgh Castle jest nie tylko jedną z najstarszych budowli w Szkocji i całego Wielkiej Brytanii, ale miejscem, gdzie dawniej chowała się miejscowa ludność przed napadami. Tak jak Słowianie budowali swoje warowne grody na grząskich bagnach, tak Celtowie ukrywali się w wysokich i niebezpiecznych górach.
W około 1130 została na zamku wybudowana przez króla Davida I prywatna kaplica poświęcona jego zmarłej matce - świętej Małgorzacie. Legenda głosi, iż była ona ukraińską księżniczką, która przez przypadek znalazła się w Szkocji. Była osobą bardzo pobożną. W pewnym momencie życia poznała syna ówczesnego króla - przyszłego króla Malcoma III Calmore (ok. 1031 – 1093). Wiele ich różniło.Ona - jak mówiłam - była pobożną i spokojną osobą - w czasie kiedy on uwielbiał polowania i inne tego typu męskie uciechy, ale mimo tego zakochali się w sobie bez pamięci. Wzięli ślub i mieli jednego syna, którego bardzo kochali. Niby jak w każdej opowieści o miłości, ale ta ma niespodziewane zakończenie. Nagle król Malcome musiał wyjechać na wojnę, z której już nigdy nie wrócił. Kilka dni po jego śmierci królowa Małgorzata zmarła z rozpaczy i tęsknoty za ukochanym mężem. Gdy kaplica została zbudowana, Margaret (to jej angielskie imię) nie była jeszcze świętą. Została kanonizowana dopiero w 1250 roku przez papieża Innocentego IV.
A oto kilka fotek zamku:
Uroczyste wystrzeliwanie armaty na dziedzińcu
Widok z innej perspektywy
To wszystko na dziś. Mam nadzieję, że po dłuższym nie pisaniu o Szkocji wreszcie się czegoś doczekaliście.

Pozdrawiam Was serdecznie

horsefan

środa, 25 września 2013

Prosto z Wawy

Cześć Kochani!
To znowu ja, horsefan, tym razem piszę ze Stolicy.
Wyjechałam dziś nad ranem, o piątej czterdzieści. Wstawanie to istna mordęga. W autokarze - okropny hałas, ale fajnie. Na początek byliśmy w muzeum Fryderyka Chopina. Niestety fotek wstawić nie mogę, gdyż z telefonu nie można.
Mój pokój jest przerażająco mały a liczba osób jest kompletnie nieodpowiednia.
Ale cóż - raz się żyje.
Poza tym brakuje mi moich ukochanych koni… Ale zabrałam pluszowego konika (do miętoszenia przez sen, a nie przytulania jak mała dzidzia), który dodaje mi nieco otuchy.
A jak wy spędzacie ten tydzień?
Proszę, napiszcie w komentarzach:)
Pozdrawiam
horsefan


wtorek, 24 września 2013

Powrót do Warszawy...

Cześć Wszystkim!

Z okazji, iż jutro jadę ponownie do Warszawy, postanowiłam przypomnieć Wam i sobie, jak wyglądały urocze początki mojego bloga, którego zaczęłam pisać ponad rok temu. Ach, te wspomnienia...




 Jacie, Łazienki były tamtej wiosny takie piękne...


Pamiętacie te czasy? Jeśli nie, to spokojnie zajrzyjcie sobie w archiwum, tam znajdziecie wszystko o moich początkach.
A tak poza tym - wiem, że powinnam pisać częściej, ale ja po prostu nie mogę. Jak wiecie, jest szkoła i moi nauczyciele w tym roku nie szczędzą sił ani na mnie, ani reszcie kolegów i koleżanek z klasy. Poza tym ostatnio nęka mnie brak weny. Nie chodzę do żadnej stadniny na lekcje i z moją jazdą jest raczej słabo, mam tylko nadzieję, że uda się mi i rodzinie znaleźć jakieś odpowiednie lekcje.

To na tyle z informacji. Żegnam Was na kolejne trzy dni i do zobaczenia, jeśli jesteście z Wawy!

Pozdrawiam

horsefan

sobota, 14 września 2013

Mustang z Dzikiej Doliny

Hej Kochani!

Po jakiś sześciu dniach nieobecności postanowiłam, że opiszę Wam film, o którym dość dawno chciałam napisać - Mustanga z Dzikiej Doliny. Pewnie większość z Was zna ten film, ale napiszę o nim dla tych, którzy go nie znają. Ta urocza animowana produkcja została przeze mnie obejrzana, kiedy miałam tak mało lat, że nie rozumiałam większości faktów. Ryczałam na tym filmie jak bóbr, może spora część Was również. Przecież ta opowieść, muzyka i sam fakt tego, że występują w niej konie wszystko składa się na całkiem niezły film. A z resztą - przeczytajcie.

Mustang z Dzikiej Doliny (2002)

Rok produkcji: 2002
Tytuł oryginału: Spirit: Stallion of the Cimmarron
Gatunek: animacja, familijny, przygodowy
Produkcja: USA
Wytwórnia: DreamWorks
Reżyseria: Lorna Cook, Kelly Asbury 
Scenariusz: Henry Mayo, John Fusco
Główni bohaterowie: Spirit (w polskiej wersji językowej znany jako po prostu Mustang), Rain (Rosa), matka Spirita, Wartki Potok (w j.ang. znany jako Little Creek - Mały Strumyk), Pułkownik.



Film Mustang z Dzikiej Doliny zaczyna się słowami "...Tej opowieści nie znajdziecie w żadnej książce. Jeszcze nikt chyba nie słyszał opowieści płynącej prosto z głębi serca konia."
Narratorem i głównym  bohaterem jest Spirit - młody i szalony mustang, żyjący w stadzie razem ze swoją ukochaną matką. Swą opowieść zaczyna od narodzin, kiedy sam przychodzi na świat. Na początku nic nie widzi i ledwie dociera do piersi matki. Później widzimy, jak nasz bohater jest - no cóż - niezłym łobuzem, ale dzięki temu zaprzyjaźnia się z pewnym bizonem.
Mija kilka lat i Spirit staje się dorosłym ogierem i tak jak jego ojciec, przywódcą stada. Jest sprawiedliwy i raz możemy zobaczyć, jak ratuje dwoje źrebaków przed groźną i łakomą panterą. Kiedy życie wydaje się być cudowne, pewnej nocy Spirit dostrzega w oddali małe światełko. Postanawia sprawdzić skąd pochodzi, nawet jeśli jego ukochana matka się nie godzi i jeszcze tej samej nocy wyrusza na poszukiwania.  Dociera do obozu pewnej grupki kowbojów. Niestety, ciekawość konia sprawia, że wszyscy się budzą i tym samym ruszają za nim w pościg. Spirit w końcu dociera z powrotem do stada, ale zamiast ich miło przywitać, każe im na swój koński sposób uciekać. Ale nie zapominajmy, że pościg dalej trwa. Kowboje gonią go dalej, aż docierają do ogromnego kanionu i w ostatniej chwili Spirit zostaje złapany.
Porywacze zabierają go w nieznane miejsce na pustynię do obozu należącego do armii Stanów Zjednoczonych. Sądząc także po ubiorze żołnierzy, znajdujemy się w czasach Wojny Secesyjnej. Przez pierwsze kilka dni Spirit jest dość agresywny w wyniku czego dość pewien uprzywilejowany pułkownik o nieznanym nazwisku każe go przywiązać do pala i nie karmić go ani poić przez trzy dni. W czasie, gdy Mustang przez owe trzy dni jest przywiązany, spragniony i głodny, w obozie pojawia się ktoś jeszcze - młody Indianin imieniem Wartki Potok. Spirit z początku "ma na niego wylane", ale gdy chłopak chce z nim nawiązać kontakt, ogier się obraża. Nad ranem czwartego dnia Wartki Potok zaczyna wyć jak wilk w niebo. Wtedy jego towarzysze podrzucają mu nóż. Spirit i tak nic nie rozumie, może z wyjątkiem tego, że zostanie tamtego dnia odwiązany od pala. Wkrótce okazuje się, iż koń ma być ujeżdżany. Zostaje ostrzyżony i pięknie wypielęgnowany, ale gdy przychodzi kowal, który oczywiście ma go podkuć, koń buntuje się, w wyniku czego człowiek doznaje nie-aż-tak-poważnego uszkodzenia ciała. W końcu nadchodzi wielka chwila. W tle słychać piosenkę "Złaź ze mnie", a Spirit zrzuca wielu ludzi ze swojego grzbietu. Gdy w końcu pułkownik (ten sam, który kazał go przywiązać) wsiada na niego, Mustang dalej walczy, aż wygrywa, mimo iż przez chwilę był posłuszny człowiekowi. Wtedy Pułkownik podejmuje decyzję - chce zabić Spirita. Ale na szczęście w tym czasie udaje się uwolnić Wartkiemu Potokowi za pomocą otrzymanego noża i Indianin ratuje konia z opresji, przy czym obaj uwalniają wszystkie konie ze stajni i uciekają.
Wtedy towarzysz Mustanga woła Rain - swoją piękną klacz rasy Pinto, która szukała go razem z ludzkimi przyjaciółmi jej pana. Spirit znowu jest niezadowolony. Spędza kilka dni (a może tygodni) w indiańskiej wiosce i w tym czasie zakochuje się w Rain (choć w polskiej wersji na imię jej Rosa). Chce zabrać ją ze sobą, lecz klacz odmawia. Wkrótce cała seria zdarzeń sprawia, że życie zarówno mieszkańców wioski, jak i Mustanga zmienia się diametralnie, a nasz bohater zostaje ponownie porwany, a życie jego ukochanej wisi na włosku. Na szczęście Spirit wygrywa, ale jak, to nie powiem. Sami się dowiedzcie oglądając ten film!

Moja opinia

"Mustang z Dzikiej Doliny" moim zdaniem zalicza się do jednych z najlepszych animacji, a muzyką i historią opisaną w filmie przewyższa wiele produkcji Walta Disneya, które obecnie mają coraz mniejszy sens (no, może z wyjątkiem "Księżniczki i Żaby" oraz "Zaplątanych). Podobało mi się również to, że zwierzęta nie mówią ludzkim głosem, jak to jest u już wspomnianego Disneya. To namawia do większego wysiłku i czytania emocji z twarzy bohaterów. "Mustang" to opowieść o prawdziwej miłości do rodzinnej ziemi, do której Spirit chciał wrócić za wszelką cenę, co też daje temu filmowi spory potencjał. Kiedyś na pewnym blogu o Howrse (klik!) pod postem było zamieszczone zdjęcie Spirita i Rain. W komentarzu napisałam, że ta produkcja mnie wzruszyła. Po jakimś czasie jedna z administratorek bloga odpisała mi i się ze mną w zupełności zgodziła. Na koniec dodała: [...] szkoda, takich filmów już się nie robi. Zgadzam się z nią. Dlatego zachęcam Was do obejrzenia tej zarówno ekscytującej jak i wzruszającej produkcji.

plakat do filmu Mustang z Dzikiej Doliny (2002)

Dziękuję Wam za uwagę i pozdrawiam

horsefan