To blog opowiada o mojej końskiej pasji. Piszę tu o koniach i jeździectwie, mojej wielkiej miłości, o figurkach koni, które zbieram, marki Schleich-S... niemal o wszystkim, co jest związane z końmi.
Zapraszam do czytania!

czwartek, 1 maja 2014

O Dubaju cz. 4



Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, jak wygląda meczet od środka? Owszem, zdjęcia w Internecie, w wiadomościach w telewizji są. Wszędzie są pokazane jakieś szczątkowe części, niby wszystko wygląda tak samo, kolorowo (mam na myśli strefę dla mężczyzn i strefę dla kobiet). To pytanie nurtowało mnie odkąd dowiedziałam się, że mamy w Kościele katolickim takie święto jak Dzień Islamu, które obchodzi się w styczniu. 

Jestem z Gdańska, w którym – jak pewnie wiecie – znajduje się jeden z nielicznych meczetów w Polsce. Zapraszają tam od czasu do czasu na wycieczki i lekcje kulturoznawcze do minaretu. Ja nie miałam niestety okazji tam pójść, ze względu na obowiązki i moje wygospodarowanie czasu. 

Ale tak! W Dubaju nadarzyła mi się okazja na odwiedzenie meczetu. Byliśmy w tej biedniejszej części (tym razem) Zachodniej, a nie Wschodniej Dżumajry. Idąc sobie ulicą widzieliśmy jakieś miejsce do modlitwy co kilka metrów – raz na parkingu zobaczyliśmy miniaturkę meczetu, przed którym modliła się grupka podróżnych. W końcu naszym oczom ukazała się pięknie ozdobiona świątynia, pełna arabskich zdobień. Od razu ją poznałam z naszego przewodnika – według niego to jedno z niewielu świętych miejsc muzułmańskich w Dubaju, gdzie wpuszcza się „niewiernych”. Gdy podeszliśmy do jakiegoś Araba i zapytaliśmy się go, czy można tam wejść, powiedział, że nie, ale możemy się najwyżej porozglądać, nic ponadto. Już byłam załamana, a moja rodzina zaczęła rozmawiać między sobą, że w przewodniku musi być błąd. Weszliśmy jednak do ogrodu przy meczecie i oglądaliśmy go od zewnątrz. Przechadzaliśmy się akurat obok drzwi z napisem: „Area only for women”, co znaczy, że to wejście do strefy dla kobiet. Na schodkach siedziała jakaś muzułmanka, trochę przy kości, z różowym hidżabem (to taki sposób zawiązywania chusty w islamie) na głowie. Zapytała się nas, czy chcielibyśmy wejść i obejrzeć meczet od środka. My odpowiedzieliśmy jej, że po to tu przyszliśmy. 



Gdy mój tato chciał pójść razem z nami, kobieta oznajmiła mu, że nie może wejść do strefy dla kobiet, a ona z kolei nie może go wprowadzić do męskiej części, gdyż sama nie ma tam wstępu. Tak więc, zostawiłyśmy tatę samego, a ja o mały włos nie dostałam kręćka z radości. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale ja mam bzika na punkcie różnych religii, narodowości i kultur, więc nie zrozumcie mnie źle.



Drzwi były niemal jak wrota do innej rzeczywistości. U nas mamy na wejściu tylko wodę święconą, a dalej tylko rzędy ławek, w których siadamy. No, i konfesjonały – jakby ktoś chciał się spowiadać. A tutaj: na pierwszym miejscu – zdejmujemy buty, bo po meczecie chodzi się na bosaka. Na drugim – automat z wodą, ponieważ przed modlitwą należy się umyć (my też musiałyśmy to zrobić, bo przy wejściu do meczetu zawsze należy to zrobić). Na trzecim - toaleta lub łazienka, ale tam nie zaglądałam. Wówczas nasza przewodniczka wprowadziła nas do pierwszego pomieszczenia, dosyć małego. Podłoga była wyłożona specjalnym dywanikiem, na którym były wyhaftowane miejsca dla modlących się. Z przodu widniała mała nisza, ozdobiona napisami po arabsku. Wyznaczała kierunek do Mekki. Po bokach były półki z książkami - każda z nich to był egzemplarz Koranu do poczytania. Co dziwne, na grzbietach niektórych z nich były tytuły w innych językach niż arabski - np. po angielsku i francusku - a muzułmanie wierzą, że Koranu nie można tłumaczyć na inne języki.
Gdy wszystko obejrzałyśmy, przewodniczka pozwoliła nam pójść na wyższe piętro. Tam były dwie inne sale do modlitwy - jedna taka jak na dole i druga dla matek z dziećmi. 

Po wyjściu na zewnątrz nie mogłam uwierzyć, że weszłam do meczetu - wszystko wydawało się takie nierealne. 

W drodze powrotnej do hotelu mama opowiedziała mi, że z tymi meczetami i możliwością wejścia do nich jest różnie - jak była kiedyś z tatą w Turcji (nie wiem, czy można powiedzieć, że byłam z nimi, bo mama była wtedy w ciąży) i można było wejść do każdego meczetu, z wyjątkiem czasu modlitwy. A tutaj, na Półwyspie Arabskim do takich rzeczy meczety specjalnie się wyznacza. 

Mam dla Was pewną ciekawostkę: 

U nas, w Europie, weekend to sobota i niedziela. W krajach muzułmańskich weekend to piątek i sobota, gdyż to w piątek idzie się do meczetu.
Kiedy szłam z rodzicami na stację kolejową, byliśmy niemal punktualnie, a okazało się, że pociągi nie przyjeżdżają. Czekaliśmy więc z innymi podróżnymi na korytarzu na stacji. Z pobliskiego meczetu muezini najpierw nawoływali do modlitwy, a potem zaczęli śpiewać cytaty z Koranu. Otwarcie nastąpiło ok. godziny później. A dalej wszystko jest jak na co dzień.


I co? Podoba się?

Pozdrawiam

horsefan