To blog opowiada o mojej końskiej pasji. Piszę tu o koniach i jeździectwie, mojej wielkiej miłości, o figurkach koni, które zbieram, marki Schleich-S... niemal o wszystkim, co jest związane z końmi.
Zapraszam do czytania!

niedziela, 30 listopada 2014

Jak obchodzić się z koniem [w trakcie jazdy]?

W poprzednim poście napisałam o tym, jak popędzać konia.
Ale to nie wszystko, a pytanie w tytule nie jest przypadkiem.
Sama długo zadawałam sobie to pytanie i odpowiedź zawsze była zła. W siodle nie byłam pewna siebie i nie potrafiłam prawidłowo pokazać koniowi co chcę, choć wiedziałam jak to się robi.
Ale może lepiej wszystko Wam powiem od początku.



Socjalizacja z koniem, na którym mamy jeździć może być bardzo ważna, tak jak lepiej znać osoby, z którymi mamy robić projekt w szkole czy pracy.
Podstawą takiego zapoznania może być czyszczenie. Wnerwia mnie, kiedy ludzie przychodzą na lekcje jazdy i najpierw trzeba oporządzić konia, a oni na to: "Ale ja przyszedłem/przyszłam na jazdę, a nie na drapanie konia szczotką". Doświadczenia trzeba zbierać, a to jest jedno z nich.
(Jeśli jednak Wasz wierzchowiec ma nieco paskudny charakter, lepiej aby oporządził go Wasz instruktor lub inny pracownik ośrodka, który go/ją zna.)


Druga sprawa to... nie bój się konia. Niedawno na lekcji jazdy zobaczyłam pewną dziewczynę, której na twarzy było wypisane, że koni boi się jak ognia. Pamiętajcie: koń nie jest głupi. Tzw. piąty zmysł, który ma większość zwierząt. On/ona wyczuwa twoje emocje i zastanawia się,  jak je wykorzystać.
Wiąże się to również z pewnością siebie - ja jadąc na kucyku imieniem Wanilia, która była (i nadal jest) niezłym kombinatorem, czułam się w miarę bezpiecznie, byłam skupiona, ale nie byłam pewna siebie. Wanilka wykorzystywała każdy moment mojej niepewności na swoją korzyść; a to sobie skręci na bok, a to zmieni kierunek, czy zatrzyma się w środku hali i zacznie stać bezczynnie. 
Z początku o wszystko "oskarżałam" mojego wierzchowca.

W czym właściwie tkwił problem? Okazało się, że nie jestem wystarczająco... konsekwentna, czyli nie przekazuję koniowi, jak to ujęła moja instruktorka - "pozytywnej złości". Może części z Was kojarzy się to z wściekłym waleniem zwierzęcia po bokach, ale tak nie jest. W poprzednim poście, kiedy pisałam, jak konia należy popędzić, dałam trochę rad tym, którzy jeżdżą na tych "lepiej ułożonych" i napomniałam ich, żeby nie uczyli się jazdy na półdzikich, ponieważ to zwyczajnie nic nie da. Jednak na tym świecie jest wiele wierzchowców pokroju Wanilii, które chcą się od wszystkiego wywinąć.

Wodze należało ściągnąć krótko, ręce mieć na wysokości pępka. W jednej z nich palcat, na wypadek wybitnego lenistwa. Od czasu do czasu można kopnąć, ale po tym od czasu ścisnąć konia tak, aby kolana nie odstawały nam w żaden sposób od siodła. Postawa jak najbardziej wyprostowana:)
I co jeszcze?
Na padoku/hali, gdziekolwiek jeździcie, znajdźcie sobie jakiś punkt do którego chcecie dążyć. I do niego dążcie. A potem skręt. Zdarza się, że koń chce sobie skrócić drogę, ale na to mu nie pozwalajcie. Jak mówi moja instruktorka: raz koń zobaczył twoją niepewność, to potem w ogóle nie będzie się ciebie słuchał. No, bo kto w końcu ma być mózgiem tej operacji? Koń czy ty?

Muszę przyznać, że jazda konna nauczyła mnie pewności siebie, choć przedtem mi jej brakowało. Jeśli jednak ktoś jest pewniejszy siebie zanim zacznie jazdę, to nie musi oznaczać, że w siodle też taki będzie, uczymy się przecież przez całe życie:)

A jakie są Wasze doświadczenia?

Pozdrawiam

horsefan