To blog opowiada o mojej końskiej pasji. Piszę tu o koniach i jeździectwie, mojej wielkiej miłości, o figurkach koni, które zbieram, marki Schleich-S... niemal o wszystkim, co jest związane z końmi.
Zapraszam do czytania!

piątek, 10 października 2014

Poradnik horsefana: "Jak popędzać konia?"

Cześć! 

Niemal każdy jeździec na początku nauki czegoś nie ogarnia. I właściwie to się nie tyczy tylko nauki jazdy - ja, dajmy na to, nigdy nie ogarniam tematu z matmy na 1 lekcji z danym materiałem.
O co dokładnie chodzi? Pewnie większość z Was domyśla się z tytułu posta - o utrzymanie prawidłowego tempa w czasie jazdy.



Kiedy teraz patrzę - z perspektywy czasu - na to, jak mi z tym szło, to było różnie.
Przygodę z jazdą rozpoczęłam dość wcześnie, mając ok. 3 lat. Niewiele pamiętam z tamtego okresu i właściwie, gdyby nie moi rodzice, to może bym o nim całkowicie zapomniała. Nadal gdzieś w odmętach mojej pamięci znajduje się sytuacja, kiedy mieliśmy ćwiczenia w małej stajence, konie to chodziły w kółko stępem, to kłusowały. Akurat mieliśmy przejść do kłusu po raz pierwszy, instruktor zawołał: "Kłus!", i konie powoli zaczęły się rozkręcać, jednak większość z nich miała lekkiego lenia. Wówczas ja, taki mały bączek, "wspięłam" się po szyi konia, na którym jechałam i szepnęłam mu do ucha: "Kłusem, koniku, kłusem..." i koń po paru sekundach ruszył, a wraz z nim reszta. Przez niemal cały okres wczesnego dzieciństwa uważałam, że ten kłus był moją zasługą. Potem, jak nieco podrosłam, doszłam do wniosku, że te konie po prostu były wytrenowanie "pod kreskę", a to, że koń ruszył tuż po moich szeptaniach było zwykłym zbiegiem okoliczności...
Potem, gdy w byłam w 4-5 klasie podstawówki, wróciłam do jazdy. Niestety, jak zapewne wiecie z poprzedniego posta, mój ówczesny instruktor był słaby i nie nauczył mnie jak prawidłowo kierować koniem, jak prawidłowo siedzieć i min. jak odpowiednio popędzić konia.

Na czym polega ta cała filozofia? 

Otóż, kochani, początek wydaje się być niemal logiczny - dobra stajnia, wytrenowane, dobrze ułożone konie. Nikt się przecież jazdy nie nauczy jeżdżąc na półdzikim stworzeniu. 
Drugi to odpowiednia kontrola ciała. Kiedyś często nie rozumiałam, kiedy jeźdźcy mówili, że wszystko ich boli, ale po praktyce wiem, co to znaczy. Jazda oznacza, że musisz mieć wiele mięśni w gotowości. Tyczy się to nóg, bo musisz mieć, czym nacisnąć na wierzchowca, rąk, bo musisz mieć, czym kierować, pleców, bo musisz mieć odpowiednią postawę... można by to opisać inaczej, ale tak chyba jest najbardziej przejrzyście.  
A jak popędzić? Metod jest wiele, ale ta, którą ja znam najlepiej i sama z niej korzystam (poza tym większość koni jest szkolona właśnie tą metodą) jest:
  1. Wyprostować się, 
  2. Ścisnąć konia w okolicach brzucha lub łopatek z całej siły; oczywiście nogami;
  3. Odchylić się lekko do tyłu. 
 Czasem, oczywiście, może to nie wystarczać. Wtedy należy uderzyć konia batem w bok, ale nie tak, żeby krew się lała, żeby zwierzę biegało w strachu i popłochu. Trzeba to zrobić zdecydowanie, ale tak, by dać wierzchowcowi wyraźny sygnał, że ma przyspieszyć.

Czy ciągle muszę to robić?

Jeśli koń się ciągle zatrzymuje, może to być  oznaką wybitnego lenistwa, potrzeby załatwienia spraw fizjologicznych lub... tego, że robimy coś źle. 
Sprawdź wówczas, czy nie trzymasz wodzy za wysoko lub zbyt mocno ciągnąc do siebie. Muszą być ściągnięte, lecz zawsze na wysokości pępka. Dlaczego? Jeśli trzymasz lejce tak, jak w przykładach powyżej, jest to dla konia sygnał, że ma spowalniać albo się zatrzymać. 
Druga rada to... zawsze zaciskaj nogi, choćby nie wiem, jak to bolało. Ja też muszę na lekcjach wyciskać z siebie siódme poty, by to zrobić, ale cóż, innego wyboru nie mam:(  (Choć zaletą tego jest fakt, że może to Wam pomóc w utrzymaniu równowagi:))


Jakieś pytania, niepewności? O takie wypowiedzi proszę w komentarzach:)

Pozdrawiam

horsefan