Dzisiaj pobawię się Waszą wyobraźnią i zabiorę Was na zakupy. Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie zapachy i smaki. Najpierw czujecie woń przypraw; cynamonu, kardamonu, pieprzu, liści laurowych i szafranu oraz wielu innych. Ponadto, czujecie naturalne barwniki do malowania, np. lazuryt w proszku. Znajdują się one w workach na jakimś kramie, przed sklepem.
Otwieracie oczy, ale nadal jesteście skupieni na smakach i
zapachach. Wchodzicie do owego sklepu z przyprawami, który prowadzi
dwudziesto-paroletni Arab, z włosami zaczesanymi do góry, noszący liczne
pierścienie z wielkimi kamieniami, w wierze, że te przyniosą mu dobrobyt.
Staracie się z nim porozmawiać. Pyta Was, skąd jesteście, o pogodę w kraju itp.
W końcu pokazuje Wam towar, jaki może zaoferować. Są to liczne cukierki, które
wyglądają jak kamyczki w kolorach: zielonym, niebieskim i czerwonym. Wśród nich są
czekoladki, sprzedawca twierdzi, że słodzone miodem. Próbujecie. Po prostu
rozpływają się w ustach! Następnie pokazuje Wam podobne cukierki, tym razem to
wysuszony imbir, który pachnie jak mieszanina oryginalnego aromatu imbiru i
cukrowej słodkości. Facet twierdzi, że – jak czekoladki – są słodzone miodem,
ale wątpicie w to, bo raczej nie można tego stwierdzić po licznych
kryształkach, którymi oblepiony był każdy kawałeczek.
Ale postanawiacie
spróbować. Piekielna słodycz przeobraża się w tradycyjny smak imbiru i
czujecie, jakby było to kwaśne. Mimo tego, staracie się nie skrzywić i mówicie,
że dobre. Och, prawie zapomniałam! Towarzyszy Wam ktoś z rodziny, najlepiej z
najbliższej. Są to dwie osoby. One zdecydowanie mówią, że cukierki są smaczne i
dorzucają je do listy zakupów. Po chwili sprzedawca pokazuje Wam sporo
suszonych owoców; wszystkie są dobre, ale Wasza rodzina nie decyduje się na ich
zakup, ponieważ „można je kupić w kraju”.
Na koniec Arab wyjmuje suszone kwiaty szafranu i mówi, że możecie
spróbować. Zgadzacie się. Roślina prawie pozbawiona smaku, ale to nie koniec!
Podchodzicie do lustra. „Mamo, chyba mam
żółty język!” – mówicie. Wasza mama, jedna z tych dwóch osób podchodzi i
sama patrzy na swój. Też spróbowała, więc jej język także stał się żółty.
Ostatecznie
kupujecie kilka przypraw, czekoladki i imbirowe cukierki, bez szafranu.
I co? Jakieś wrażenia? Teraz się (może) zdziwicie, ale to
historia oparta na faktach. Zdarzyła się mnie i moim rodzicom, gdy poszliśmy do
Wschodniej Dżumajry.
Innym razem poszliśmy gdzie indziej:
W Dubaju jest takie miejsce we Wschodniej Dżumajrze zwane
Gold Souk. To ulica wypchana po brzegi sklepami z biżuterią (zrobioną z
24-karatowego złota!). Na Gold Souk’u trudno znaleźć coś dla siebie - to
biżuteria przeznaczona dla Arabek, które wprost uwielbiają się obwieszać - ale
jeżeli coś Wam wpadnie w oko, trzeba wziąć drugi fakt pod uwagę - ceny są
wysokie, ale można wynegocjować lepszą. Wystarczy powiedzieć: „Albo taka, jaką ja proponuję, albo pójdę do
konkurencji!”, lecz trzeba to powtarzać kilka razy, bo sprzedawcy z trudem
ulegają namowom.
Szkoda, że nie zrobiliśmy zdjęć! Na wystawach były wielkie złote bransolety i naszyjniki oraz kolczyki, a także dziwactwa przeznaczone głównie dla rosyjskich turystów (bo kto inny by je kupił?): złoty różaniec i smoczek dla dziecka ze złotym uchwytem. Widok czegoś takiego był dla mnie istnym szokiem!
To nie koniec postów o Dubaju (mam nadzieję, że uda mi się zrobić następne)!
I co? Dobry powrót horsefana po trzech tygodniach?
Pozdrawiam
horsefan