Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, jak wygląda meczet od
środka? Owszem, zdjęcia w Internecie, w wiadomościach w telewizji są. Wszędzie
są pokazane jakieś szczątkowe części, niby wszystko wygląda tak samo, kolorowo
(mam na myśli strefę dla mężczyzn i strefę dla kobiet). To pytanie nurtowało
mnie odkąd dowiedziałam się, że mamy w Kościele katolickim takie święto jak
Dzień Islamu, które obchodzi się w styczniu.
Jestem z Gdańska, w którym – jak pewnie wiecie – znajduje
się jeden z nielicznych meczetów w Polsce. Zapraszają tam od czasu do czasu na
wycieczki i lekcje kulturoznawcze do minaretu. Ja nie miałam niestety okazji
tam pójść, ze względu na obowiązki i moje wygospodarowanie czasu.
Ale tak! W Dubaju nadarzyła mi się okazja na odwiedzenie
meczetu. Byliśmy w tej biedniejszej części (tym razem) Zachodniej, a nie
Wschodniej Dżumajry. Idąc sobie ulicą widzieliśmy jakieś miejsce do modlitwy co
kilka metrów – raz na parkingu zobaczyliśmy miniaturkę meczetu, przed którym
modliła się grupka podróżnych. W końcu naszym oczom ukazała się pięknie
ozdobiona świątynia, pełna arabskich zdobień. Od razu ją poznałam z naszego
przewodnika – według niego to jedno z niewielu świętych miejsc muzułmańskich w
Dubaju, gdzie wpuszcza się „niewiernych”. Gdy podeszliśmy do jakiegoś Araba i
zapytaliśmy się go, czy można tam wejść, powiedział, że nie, ale możemy się
najwyżej porozglądać, nic ponadto. Już byłam załamana, a moja rodzina zaczęła
rozmawiać między sobą, że w przewodniku musi
być błąd. Weszliśmy jednak do ogrodu przy meczecie i oglądaliśmy go od
zewnątrz. Przechadzaliśmy się akurat obok drzwi z napisem: „Area only for women”, co znaczy, że to wejście do strefy dla
kobiet. Na schodkach siedziała jakaś muzułmanka, trochę przy kości, z różowym
hidżabem (to taki sposób zawiązywania chusty w islamie) na głowie. Zapytała się
nas, czy chcielibyśmy wejść i obejrzeć meczet od środka. My odpowiedzieliśmy
jej, że po to tu przyszliśmy.
Gdy mój tato chciał pójść razem z nami, kobieta oznajmiła
mu, że nie może wejść do strefy dla kobiet, a ona z kolei nie może go
wprowadzić do męskiej części, gdyż sama nie ma tam wstępu. Tak więc,
zostawiłyśmy tatę samego, a ja o mały włos nie dostałam kręćka z radości. Wiem,
że to dziwnie brzmi, ale ja mam bzika na punkcie różnych religii, narodowości i
kultur, więc nie zrozumcie mnie źle.
Drzwi były niemal jak wrota do innej
rzeczywistości. U nas
mamy na wejściu tylko wodę święconą, a dalej tylko rzędy ławek, w
których
siadamy. No, i konfesjonały – jakby ktoś chciał się spowiadać. A tutaj:
na pierwszym
miejscu – zdejmujemy buty, bo po meczecie chodzi się na bosaka. Na
drugim –
automat z wodą, ponieważ przed modlitwą należy się umyć (my też
musiałyśmy to
zrobić, bo przy wejściu do meczetu zawsze należy to zrobić). Na trzecim -
toaleta lub łazienka, ale tam nie zaglądałam. Wówczas nasza
przewodniczka
wprowadziła nas do pierwszego pomieszczenia, dosyć małego. Podłoga była
wyłożona specjalnym dywanikiem, na którym były wyhaftowane miejsca dla
modlących się. Z przodu widniała mała nisza, ozdobiona napisami po
arabsku. Wyznaczała kierunek do Mekki. Po bokach były półki z książkami -
każda z nich to był egzemplarz Koranu do poczytania. Co dziwne, na
grzbietach niektórych z nich były tytuły w innych językach niż arabski -
np. po angielsku i francusku - a muzułmanie wierzą, że Koranu nie można
tłumaczyć na inne języki.
Gdy wszystko
obejrzałyśmy, przewodniczka pozwoliła nam pójść na wyższe piętro. Tam
były dwie inne sale do modlitwy - jedna taka jak na dole i druga dla
matek z dziećmi.
Po wyjściu na zewnątrz nie mogłam uwierzyć, że weszłam do meczetu - wszystko wydawało się takie nierealne.
W drodze powrotnej do hotelu mama opowiedziała mi, że z tymi meczetami i możliwością wejścia do nich jest różnie - jak była kiedyś z tatą w Turcji (nie wiem, czy można powiedzieć, że byłam z nimi, bo mama była wtedy w ciąży) i można było wejść do każdego meczetu, z wyjątkiem czasu modlitwy. A tutaj, na Półwyspie Arabskim do takich rzeczy meczety specjalnie się wyznacza.
Mam dla Was pewną ciekawostkę:
U nas, w Europie, weekend to sobota i niedziela. W krajach muzułmańskich weekend to piątek i sobota, gdyż to w piątek idzie się do meczetu.
Kiedy szłam z rodzicami na stację kolejową, byliśmy niemal punktualnie, a okazało się, że pociągi nie przyjeżdżają. Czekaliśmy więc z innymi podróżnymi na korytarzu na stacji. Z pobliskiego meczetu muezini najpierw nawoływali do modlitwy, a potem zaczęli śpiewać cytaty z Koranu. Otwarcie nastąpiło ok. godziny później. A dalej wszystko jest jak na co dzień.
I co? Podoba się?
Pozdrawiam
horsefan