Ostatnio siedziałam sobie i myślałam: "O czym by tu napisać?". W głowie ziało pustką. Nic. Próba numer 2. Znów nic. W końcu sięgnęłam po jedną z moich książek i zaczęłam przewracać kartki.
Wówczas w moim mózgu pojawiło się światełko.
"Jak mogłam o tym zapomnieć?!" - wrzeszczę na siebie w głowie. Przecież od dawna chciałam o tym napisać...
I tak postanowiłam, że opowiem Wam o koniach Przewalskiego.
Wygląd
Konie Przewalskiego mają średnio 132 cm wysokości. Wszystkie osobniki tej rasy są maści bułanej, w której jasne włosy są koloru piaskowego, zaś kończyny mają czarne podpalania do stawów nadgarstkowych i skokowych (często występują na nich pręgowania). Grzywa to istna mieszanina włosów czarnych i brązowych, typowa dla ras prymitywnych, dorastająca do 20 cm. Nie opada ona jak u ras udomowionych, tylko sterczy, jak u hucuła. Konie te grzywki praktycznie nie posiadają lub jest ona niewielka. Podbrzusze ma odcień kremowy. Podobnie jak u hucułów, występuje u nich długa pręga, która biegnie od grzywy do końca zada. Włosy ogona są długie i szorstkie. Głowa jest długa i ciężka, o profilu prostym, o trochę wypukłym czole. Oczy są osadzone wysoko, blisko uszu. Sierść wokół oczu i chrap jest jaśniejsza od reszty ciała. Kłąb jest słabo uwydatniony.
Choć konie Przewalskiego przypominają podrodzaj osłów, to nadal zalicza się je do gatunku Equus caballus. Ich prymitywny wygląd bierze się zapewne z tego, że są blisko powiązane z przodkami konia.
Historia
Odkrycie, a właściwie ponowne odkrycie koni Przewalskiego jest owiane legendą. Rosyjski zoolog, J. S. Poliakow nadał im tę nazwę na cześć odkrywcy Mikołaja Przewalskiego, pułkownika w carskiej armii. Przewalski natknął się na nie po raz pierwszy w 1879 r. w rejonie Tien-szan (Góry Żółtych Koni), na skraju pustyni Gobi, w Mongolii. To właśnie z tych okolic Czyngis-chan wyruszył na podbój świata (min. Polski) sześć stuleci wcześniej. Kirgiscy myśliwi podarowali tam Przewalskiemu skórę konia. Kirgizi polowali na te konie (nazywali je Taki) także i później, aż do momentu, gdy zniknęły. Poliakow użył tej skóry, którą otrzymał Przewalski do pierwszego, naukowego opisu tej rasy.
Mikołaj Przewalski, w przeciwieństwie do Poliakowa, nie był ani przyrodnikiem, ani zoologiem. Był cenionym wojskowym, kartografem i agentem, który - jak Brytyjczycy - wyprawiał się w nieznane, dzikie tereny. To właściwie była scena częściowo polityczna. Brytyjczycy obawiali się, że przez Afganistan Rosjanie mogą zaatakować Indie, ich najważniejszą kolonię. Z tego powodu oba mocarstwa starały się zdobywać względy wśród lokalnych władców, nie rezygnując jednak z nowych odkryć. Przewalski działał na terenie Mongolii, potem w Tybecie. Do dziś uznaje się go za odkrywcę dzikich koni, które nazwano na jego cześć, choć o dzikich koniach na tamtych terenach donoszono wiele lat wcześniej.
Co ciekawe, angielski naturalista, pułkownik Hamilton Smith dokonał szczegółowego opisu tych koni 65 lat wcześniej, w 1814 roku. Swoje odkrycie opublikował w znanym, ówczesnym czasopiśmie Jardine's Naturalist's Library.
W 1889 roku rosyjscy przyrodnicy złapali cztery konie Przewalskiego w Gaszun, we wschodniej Dżungarii, na obrzeżach Gobi. Rok później te, które przetrwały, czyli ogier i dwie klacze trafiły do majątku Fryderyka von Falz-Fein w Askanii Nowej na Ukrainie. W ciągu kolejnych 12 miesięcy Karol Hagenbach, czołowy kolekcjoner świata zwierzęcego, zorganizował dużą ekspedycję. Został wtedy wynajęty przez księcia Bedford do uzupełnienia jego kolekcji. Z pomocą Kirgizów schwytał 17 młodych ogierów i klaczy. Dzięki nim udało się zbadać gatunek. Okazało się, że jest to rasa o bardzo wyjątkowych właściwościach.
Obecnie konie Przewalskiego żyją głównie w zoo, ale coraz częściej wypuszcza się je na wolność w Mongolii.
Mam nadzieję, że post Wam się podobał:)
Życzę fajnego lata i pozdrawiam
horsefan