Moi drodzy Czytelnicy!
Niedawno, w minioną niedzielę byłam (jak zapowiadałam) u niezwykłego konia imieniem... Parasol.
Koń ten zagrał w filmie "1920: Bitwa Warszawska" i przez wiele miesięcy poprzedzających premierę tego filmu był na bilbordach w całej Polsce.
Jednak zacznę jego historię od początku. . .
Koń jest własnością mojego wujka Andrzeja. Właściwie to nie jest mój wujek, ale wujek mojej kuzynki, więc uznałam, że ja też tak będę się do niego zwracała, a on, szczęśliwie, nie zaprotestował.
Wujek jest też bardzo ciekawą personą, ale o nim (być może) opowiem innym razem.
Parasol trafił do wujka Andrzeja w dość niecodzienny sposób. Zamierzał on kupić konia, który pozwoli mu realizować jego wielką pasję: brać udział w bitwach rodem z XIX albo początku XX wieku, szarżować na linie nieprzyjaciela, czy też walczyć z wrogami naszej kochanej Rzeczpospolitej. Szukał zatem konia dojrzałego i doświadczonego. Po przybyciu do zaprzyjaźnionej hodowli okazało się jednak, że ten upatrzony dojrzały konik, tak bardzo był doświadczony, że ani mu w głowie były skoki czy szarże. Położył się zacisznym rowie i odpoczywał.... Wujek Andrzej, na skutek - jak sam mówił - spożytej whisky w dużych ilościach - być może by nawet tego nie zauważył i potem żałował, ale w tej właśnie chwili ze stajni wyprowadzano innego konia, maści karej. Najwyraźniej spodobali się sobie od razu, koń wujkowi, i wujek koniowi, bo jeszcze tego samego dnia doszło do kupna. Potem, dopiero wujek dowiedział się, że konik jest bardzo młody (miał dopiero dwa i pół roku) i w dodatku na imię ma.... He-man. Ach, ta whisky... Ale imię można przecież zawsze zmienić.
Dzisiaj wujek z tego wszystkiego się śmieje i nachwalić się Parasola nie może. Że mądry, że skoczny, że szybko się uczy. Strzały armatnie mu niestraszne i nie robią na nim wielkiego wrażenia, żadnego wprost wrażenia. Talent aktorski ma. Przed dużą rolą w "Bitwie Warszawskiej" (tu upodobał go sobie sam Borys Szyc!), Parasol zagrał w filmie kręconym w Estonii i wziął udział w niejednej szarży ułańskiej.
Wujek opowiadał, że raz uratował mu życie. Było to pod sam koniec zdjęć do "Bitwy...". Po zakończonym ujęciu, wujek, Parasol i inne konie zjeżdżały z planu. Wszędzie był dym (w filmach 3D jest on konieczny dla lepszego efektu) i na metr nic nie było widać. Wujek widział zad i ogon konia przed sobą. Nagle, tuż przed sobą, zupełnie niespodziewanie zobaczył wielki lej po wybuchu szeroki i długi na ponad dwa metry. Wujek miał na sobie pełen ekwipunek, wiedział, że koń nie wyhamuje przed tym wielkim lejem. Wszystko rozgrywało się w ułamku sekund, a jego myśli tłoczyły się w głowie niezdarnie... Spadać z tego, czy rów przeskakiwać, czy - no co zrobić? Decyzję podjął Parasol, bez konsultacji ze swoim panem. Nagle przysiadł na zadzie, czterema nogami odbił się z ziemi i.... wykonał wspaniały skok w pięknym stylu przeskakując przeszkodę! Tym, który to widzieli dech zaparło w piersiach. Nie spodziewali się, że ten koń to zrobi! I pewnie już widzieli i konia i wujka na marach. Już po drugiej stronie leja, wujek tylko odwrócił się za siebie i powiedział "uuuf". Szkoda, że żadna kamera tego nie ujęła, byłby to najwspanialszy moment w całym filmie.
Tak to jest konik. Parasol, wiecie ten od "Zośki" i na jej cześć.
Na pewno będę jeszcze wracać do historii o Parasolu ponieważ bardzo polubiłam tego konia, mam nadzieję, że Wy też.
Poniżej zamieszczam parę fotek Parasola. (Pokazałabym też zdjęcia wujka Andrzeja, ale muszę go wcześniej o to zapytać).
O tym zdjęciu napiszę w kolejnym poście.
horsefan